
Golda-Błahut udowadnia /który to już raz!/, że same nabyte umiejętności, chociaż ważne, nie wystarczają, by unaocznić istotę przedmiotu, jego kontur, gęstość, grę światłocienia czy fakturę. To jest coś z pogranicza wyuczonych sposobów, giętkości arcysprawnej ręki i tajemnicy współgrania tych umiejętności z intuicją. Artystka reaguje na kształt detalu, na jego światło i umiejscowienie w przestrzeni niejako synchronicznie. Wszystko odbywa się jednocześnie i natychmiast. Bez dopasowywania metody, bez przymiarek, bez prób i błędów: w rozbłysku. Proszę zauważyć tę misterną siateczkę rozedrganych wibrujących linii. Rozwidlające się ścieżki tysięcy konturów są jakby „z pierwszego uderzenia”, uchwycone na gorąco, przyszpilone niczym egzotyczny motyl. Czegoś takiego nie sposób urzeczywistnić inaczej, niż za pomocą wytrawnej ręki i... sekretu. Właśnie! Niedostępna analitycznym i racjonalnym analizom pozostaje ta zdumiewająca sfera wewnętrznych decyzji i motywacji. Chyba na szczęście. Maciej M. Szczawiński więcej