sobota, 12 grudnia 2009

Artystyczne fascynacje. Wykład, pokaz zdjęć i warsztaty graficzne [1].


foto. Karolina Sobel

10. grudnia odbyły się pierwsze warsztaty artystyczne projektu AKCJA SZTUKI. W galerii "Pod Dachem" MCK w Tychach Agata Tomiczek-Wołonciej opowiadała o własnych fascynacjach pejzażem.
"W swojej twórczości uległam wpływowi malarstwa pejzażowego na nowo przeze mnie odkrytego. Bardzo istotne stało się opuszczenie ścian pracowni, wyjście na słońce, mgły, do zacienionych miejsc. Praca w plenerze, wśród dźwięków przyrody, czy w wilgotnych lipcowych trawach, w chwilę po deszczu. Staram się znajdować możliwości pracy w różnych zakątkach Polski, będąc pod urokiem naszego pejzażu.

W nowym cyklu prac zawsze zaczynam obraz w plenerze i jeśli to tylko jest możliwe kontynuuję do skutku. Sporo jednak pracy nad obrazami zostanie jeszcze wykonanej w pracowni. Czasem, będąc gdzieś w kraju, w krótkim czasie łapię wrażenia na płótno, na gorąco. Wiele obrazów czeka potem cierpliwie w kolejce aż nadejdzie czas ich ukończenia. Czasem delektuję się oczekiwaniem na teatr przyrody – aż rozwiną się kwiaty, czy zmienią odpowiednio kolory, by móc je rzucić na płótno. Dzięki wciąż powiększanej wiedzy o sposobie kontemplacji świata przez wybranych artystów, tych wymienionych powyżej – temat pejzażu stał się dla mnie nagle ważny i atrakcyjny, bo stwarzający szerokie pole wypowiedzi emocji, stanów ducha. Chociaż wypowiedź ta z pewnością jest jakimś zaledwie etapem w mojej drodze twórczej, zaczerpnięciem „świeżego powietrza”. Wszystkie -z wyjątkiem kilku – pokazane na fotografiach prace są nieukończone – wydało mi się jednak celowe zaprezentowanie ich jako uzupełnienie prezentacji..".

Agata Tomiczek-Wołonciej zaprezentowała blisko 100 obrazów, począwszy od pierwszego znanego w historii sztuki europejskiej pejzażu "Miasto nad morzem" Ambrogio Lorenzettiego, a skończywszy na własnych ostatnich obrazach.

O godz. 17.00 odbyły się warsztaty graficzne. Regina Lipecka zapoznała uczestników warsztatów z techniką linorytu.

Rezultaty zmagań z dłutem można będzie zobaczyć na wystawie w styczniu w MCK. Dzielnie sekundowała nam córeczka Ewy Matras, Lenka. (to filmik: http://www.youtube.com/watch?v=tGdv6ofPWDU) oraz uczniowie I LO im. L. Kruczkowskiego, uczestnicy warsztatów dziennikarskich. Rozmawiali z artystkami. Bartek Palej fotografował, a Oskar Strzelecki namówiony przez artystki zabawił się w artystę. 10. grudnia dołączyła do naszej ekipy Karolina Sobel. Myślę, że teraz już nic nie umknie WIELKIEMU OKU. [b]

9 komentarzy:

  1. Po prelekcji, na której dzięki ciepłemu przyjęciu przez osoby uczestniczące początkowa trema się rozpierzchła, uświadomiłam sobie że miał tam miejsce swoisty dialog malarstwa z malarstwem. Współczesności z tradycją. Obrazy artystek Akcji Sztuki-gęste,o wysyconej gamie kolorystycznej,nierzadko fakturalne, wyrażające wewnętrzne światy autorek - to na ścianach. Na ekranie natomiast eteryczne, lekkie, malutkie jotpegi,zamknięty w pliku czas mistrzów malarstwa (nie tylko pejzażowego)- oczywiście subiektywny wybór. W każdym razie-dialog był dla mnie wyraźnie słyszalny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację i widać to na zdjęciach. Ale tam spotkało się coś jeszcze. Technologia współczesności - fotografia, slajdy, rzutnik - dziś podstawowe narzędzia sztuki, także malarzy i farby na płótnie, gest artysty czytelny w fakturach i w śladzie pędzla. Ciekawe co jest bliższe odbiorcy? Czy ta mięsistość i gęstość prawdziwego malarstwa, czy ulotność obrazu rzutowanego na ekranie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Sformułowałabym inaczej problem-jeśli odbiorca posiada wrażliwość to będzie czerpał doznania estetyczne z obu źródeł. Osobiście bardzo lubie oglądzć obrazy z bliska, a nawet niemal dotykając nosem powierzchni, ponieważ mam wtedy odczucie że poznaję człowieka, który to malował - po niepowtarzlnym, unikatowym śladzie, impulsie który wypłynął z umysłu artysty i został przeniesiony w geście na płótno. Czyli tzw. dukt pędzla to coś co lubię prześledzić. Natomiast z sieci możemy czerpać mnóstwo wiedzy poznawczej o dziełach, ale najważniejsze żeby zobaczyć to wszystko w oryginale. Inaczej to tak jakbyś miała obraz w foliowym opakowaniu i nigdy go z niego nie wyjęła.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mówi prawdziwa malarka, ale dziś dominują substytuty. Np. "digitalpainting". Chcemy tego czy nie, dla naszych młodych odbiorców jest równorzędny, a może nawet ważniejszy niż prawdziwe malarstwo. Nie ma tam duktu pędzla, jest imitowanie tego duktu.

    Zwróć uwagę, że muszę użyć przymiotnika "prawdziwe", bo do słownika sztuki wkradło się określenie "malarstwo wirtualne". I ja właśnie o tym.
    Tam miał miejsce dialog malarstwa z malarstwem, ale i percepcji malarstwa z percepcją obrazu. Dziś odbiorca jest przyzwyczajony do obrazu "foliowego", i autentyk, oryginał postrzega jako coś dziwnego. tak mi się przynajmniej wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wydaje mi się że musimy oddzielić w tym miejscu dwa zagadnienia, Ty chyba piszesz o zjawiskach w sztukach wizualnych wynikających z fascynacji nowyminowymi mediami, a ja nie posiadam na tyle szerokiego oglądu sprawy żeby coś istotego wnieść do dyskusji. Wiem jedno, że obrazy które pokazałam na ekranie wiszą w najlepszych muzeach, mają się tam świetnie, i stoją nierzadko długie kolejki zwiedzających po bilet (chyba żeby w Ufizzi się coś zmieniło). Z pewnością młodzież, którą mam przyjemność uczyć, a są to uczniowie liceum plastycznego nie postrzega autentyku jako czegoś dziwnego. Malują naprawdę i biorą udział w prawdziwych przeglądach, konkursach itd.
    Natomiast z ogółem młodych ludzi może być rzeczywiście zupełnie inaczej w kontekście nauczania plastyki w szkołach. Już te braki są widoczne śród kandydatów na wyższe uczelnie artystyczne,którzy kończą licea ogólnokształcące.

    OdpowiedzUsuń
  6. Odbiorcy wychowują się przed ekranem, na fotografii i reprodukcjach i w związku z tym muszą inaczej niż my postrzegać malarstwo, rzeźbę, grafikę. Ten, kto nie dostrzega różnicy pomiędzy oryginałem i reprodukcją nie będzie szukał oryginałów.

    Dodatkowo nie mamy w Polsce Ufizzi i w ogóle mało u nas galerii sztuki z prawdziwego zdarzenia, które byłyby jakimś odniesieniem. No i brak sztuki w programach szkolnych. Odbiorca jest skazany na Internet i obrazy "zafoliowane”.
    W „realu” rzadko może zobaczyć rzeczy wartościowe, bo nawet jeśli galeria coś takiego proponuje, brak środków na promocję.

    Namnożyło się uczelni plastycznych, co potęguje problem. Każdy kto zliczył kilka godzin rysunku i malarstwa czuje się artystą. Konwencje artystyczne, które dziś dominują np. „konwencja braku kompetencji” nie pozwalają odsiać złej roboty. Wygrywa ten, kto głośniej krzyczy, a nie ten kto potrafi.

    Z pewnością inaczej rzecz wygląda z perspektywy liceum plastycznego. Tylko, że Ci ludzie kończą liceum, kończą studia plastyczne i lądują na rynku sztuki, którym rządzą wymienione przeze mnie czynniki: brak odniesień, brak edukacji, brak potrzeb, brak pieniędzy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pytanie: dlaczego p.Oskar piszący na tej stronie NIE WIEDZIAŁ, co to jest linoryt??
    P.S. Bardzo fajna młodzież bierze udział w warsztatach. Ag

    OdpowiedzUsuń
  8. c.d...historia sztuki to ważna ,nieodłączna część historii w ogóle..dlaczego młodzież w wieku przedmaturalnym nie ma pojęcia o sztuce i jej historii.. to chyba coś nie tak z tym kształceniem..i co tu mówić o przyszłych odbiorcach sztuki...

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż, kiedy skreślano z programu edukację artystyczną my byliśmy zajęci swoimi sprawami. Wydaje mi się, że nikt z twórców wtedy nie zaprotestował. To nie stało się z dnia na dzień. Skreślano po trochu. A my nic. No to mamy. Cieszmy się, że w Tychach są fantastyczni młodzi ludzie, którzy nam towarzyszą.

    No i pojawia się kolejne pytanie: jak to jest, że choć edukacji w szkołach brak, młodzi ludzie gremialnie udają się na studia plastyczne, jak gdyby czegoś im brakowało, lub ktoś zaszczepił bakcyla?

    OdpowiedzUsuń